-Nie ma tu twego towarzysza. Nie ma go już nigdzie. Został wciągnięty przez... Otchłań - mówił głos. Nie odwróciłam się ale zapytałam:
-Otchłań? - zapytałam, jednak odpowiedź niezbyt mnie usatysfakcjonowała:
-Ten kto walczy z potworami, niech baczy by sam się potworem nie stał. Gdy kto patrzy za długo w otchłań, otchłań spogląda również w niego.
-Na świecie jest wiele różnych rzeczy, bardziej godnych mojego wzroku, niż "otchłań", cieniu - powiedziałam i odwróciłam się. Ano cień. Przybrał postać mrocznego kota. Mniej więcej mojego wzrostu. Rubinowe ślepia przeszywały mnie na wskroś.
-Gdzie jest Niark, i co z nim zrobiłeś? Tylko błagam... Przemilcz filozofie i refleksje na temat "otchłani".
Nagle obok cienia stanął nie kto inny jak...
-Niark! - krzyknęłam. Zmienił się. Hm... Cały w ranach, jednak najpoważniejszą z nich była blizna, przebiegająca przez jego prawe oko. Futro miał jak gdyby dłuższe. Był wyższy... A na szyi nosił czarną obrożę z wygrawerowanym "X"
Zachwiał się i upadł ciężko na ziemię. W pysku trzymał koronę, którą wyjął cień i przygniótł Niarkowi łeb. Niark jęknął. Zaczął kaszleć krwią. Nagle zza cienia wyskoczyło coś szarego. Mignęły szpony, i po chwili cień kulił się w koncie jaskini z rozpłataną połową pyska. Jego mroczna moc zaczęła natychmiast goić rany, jednak nie mogłam na to pozwolić. Razem z Szarejem rzuciliśmy się na cienia, który zaczął uciekać. Chciałam go dogonić, chciałam zadźgać, zadusić, zmiażdżyć, ale Szarej mi nie pozwolił.
- niech sobie żyje -mruknął, po czym zwrócił się w stronę Niarka.-Trzeba go szybko opatrzyć, jest ciężko ranny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz