-Nie odważysz się zaatakować!- warknął mój własny ojciec, a zastępca alphy Watahy Zielonego Drzewa zaśmiał się złowieszczo.
Lekko się spięłam. Odsunęłam się, ale oni zaczęli się zbliżać.
-Nie zaatakujesz własnego ojca.- wyszeptał.
Wiedziałam, że do tego się nie posunę. Nie mam tyle sił, by zranić własnego tatę. Nawet jeśli mnie nie kocha. Cofałam się puki nie zatrzymało mnie drzewo. Spojrzałam na basiorów,a moje futro poszarzało. Oni zaśmiali się głośno.
-Nie śmiej wracać na nasze tereny.- powiedzieli.
-Przecież nawet na nich nie jestem.- powiedziałam.
-To tak dla upewnienia, by się nie okazało, że po jakimś czasie wyrzutek do nas wróci.- powiedział mój tata naciskając na słowo ,,wyrzutek'', a do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy.
Nagle obaj skoczyli na mnie. Uchyliłam się przed zastępcą, ale nie przed własnym ojcem. Poturlaliśmy się prosto w ciernie. Czułam jak kaleczą moje ciało. Zepchnęłam go z siebie i wypadłam z cierni. Mój błąd, mogłam wzbić się w powietrze i uciec. A wyszłam z cierni prosto w łapy zastępcy. Udało mi się jednak w miarę szybko odbiec od niego. Przypłaciłam jednak kolejnymi ranami, w tym trzema głębokimi bruzdami na boku. Chwiejnie uchyliłam się przed basiorami. Skoczyłam, by wzbić się w powietrze, ale coś złapało mnie mocno za łapę. Czułam uścisk szczęki mojego ojca. Usłyszałam trzask łamanej kości i ból, który nadszedł zaraz potem. Ojciec ściągnął mnie na ziemię. Gdy spadałam puścił mnie w połowie. Uderzyłam o ziemię i przeturlałam się w stronę cierni. Rany i złamana łapa odpowiedziały piekącym, pulsującym bólem. Cicho jęknęłam. Tamci tylko się zaśmiali. Spróbowałam się podnieść, ale natychmiast przycisnęli mnie do ziemi. Czułam jak moja krew powoli wypływa z moich ran. Czułam się coraz słabiej. Ogarniała mnie ciemność. Słyszałam ich śmiechy, które raniły moje serce. W końcu ciemność mnie pochłonęła i nadeszła ulga...
Obudziłam się zupełnie nagle. Rozejrzałam się lekko nieprzytomna. Jestem w jaskini, ale kto mnie tu przyniósł... Co jeśli to ktoś zły. Spróbowałam się podnieść i zauważyłam na swoim ciele bandaże. Nawet na jednym skrzydle zauważyłam kilka mniejszych. Zachwiałam się i upadłam z jękiem. Zerknęłam na tylną łapę. Była usztywniona. No pięknie jeśli to zły to nie mam szans na ucieczkę. Nagle zauważyłam cień zbliżający się do wejścia do jaskini. Spróbowałam jeszcze raz wstać.
-Musisz odpoczywać.- powiedział czyjś głos, który okazał się należeć do jakiejś wadery.
Wilczyca była biała i gdzieniegdzie czarna. Czułam lekki strach i zauważyłam, że moje futro jest lekko szare.
-Kim jesteś?- spytałam z lękiem, bo nie znałam zamiarów obcej...
[Verreno dokończysz?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz